Granice w relacjach z dziećmi

Treść artykułu została opracowana przez: Agnieszka Koluch-Horbowicz, trenerka Familylab, założycielka Wybieram Relację, prowadzi warsztaty, szkolenia i konsultacje dla rodziców i nauczycieli, współpracuje ze szkołami i przedszkolami w Poznaniu.

Codzienność nauczyciela, pracownika szkoły czy rodzica dziecka w wieku szkolnym pełna jest sytuacji, w których dociera on do swoich granic – granic wytrzymałości na hałas, chaos czy nadmiar emocji. Bardzo często próbujemy w takich sytuacjach zadbać o siebie, zabraniając czegoś dzieciom (np. mówiąc „Nie krzycz!”, „Nie wierć się!”, „Przestańcie się kłócić!”) lub nakazując im coś (np. „Usiądź i przemyśl swoje zachowanie”). Jednak młodzi ludzie również posiadają swoje granice, które takimi komunikatami możemy bardzo łatwo naruszyć. W jaki sposób zatroszczyć się o siebie, uwzględniając jednocześnie potrzeby dzieci?

Przyjrzyjmy się najpierw temu, co dokładnie mamy na myśli, kiedy mówimy o granicach. W potocznym rozumieniu są one niekiedy utożsamiane właśnie z zakazami, nakazami czy w ogóle zasadami, które wprowadzamy w szkołach czy domach. Mówimy wtedy o stawianiu dzieciom granic, jednak tych tak naprawdę stawiać nie musimy. One po prostu istnieją. Jesteśmy ludźmi, a więc czujemy się zmęczeni, kiedy nie odpoczniemy. Odczuwamy rozdrażnienie, kiedy liczba otaczających nas bodźców jest zbyt duża. Każdy z nas ma takie granice i każdy z nas potrzebuje o nie dbać. Mówiąc o stawianiu granic, mam na myśli takie komunikaty, jak: „Tu nie wolno biegać”, „Nie możesz mi przeszkadzać, kiedy rozmawiam”, „Nie złość się tak, spokojnie!”. W takim podejściu nie bierze się pod uwagę dziecka i jego granic. To sytuacja, w której chcemy zadbać o siebie, nakazując komuś zrobienie czegoś. Podobnie szkolne czy domowe reguły mogą czasem wspierać dbanie o granice, jednak najczęściej uwzględniają tylko te po stronie dorosłych.

Granica to linia, bariera, miejsce, które wyznacza, gdzie coś się kończy. Wszyscy ludzie posiadają granice fizyczne i psychiczne. Granice fizyczne wyznaczają strefę intymności – nie czujemy się komfortowo, kiedy ktoś niepowołany próbuje się do niej dostać. Podobnie jest z granicami psychicznymi – jeśli w odpowiednim czasie nie zadbamy o swoje emocjonalne potrzeby, doprowadzi to do wewnętrznego napięcia. Tak rozumiane granice mają zarówno dorośli, jak i dzieci. Warty podkreślenia jest również fakt, że są one elastyczne. Może być tak, że jednego dnia jakaś interakcja z dzieckiem sprawia nam przyjemność, a innego nie, ponieważ czujemy się gorzej. Podobnie mają dzieci – jednego dnia mogą chcieć być przez nas przytulone, a innego – nie mieć na to ochoty.

Każdy z nas jest odpowiedzialny za swoje granice. To nam zależy na tym, żeby dzieci nie biegały, bo chcemy troszczyć się o ich bezpieczeństwo i swój spokój. To nam przeszkadza hałas, gdy krzyczą czy rozmawiają, a my potrzebujemy większego skupienia. To my mamy dość kłótni między nimi, ponieważ jesteśmy zmęczeni i nie mamy ochoty szukać kreatywnych form rozwiązywania nie swoich konfliktów. To nasze potrzeby domagają się zaspokojenia. Jak zatem możemy zatroszczyć się o nie inaczej niż poprzez stawianie dzieciom granic?

Pokaż swoje granice

Jesper Juul w swoich książkach jako alternatywę proponuje pokazywanie własnych granic. Polega to na przekazaniu drugiej osobie informacji o nas, np.: „Nie chcę, żebyś tu biegał”, „Potrzebuję spokoju”, „Lubię harmonijne lekcje, oparte na współpracy i wzajemnym szacunku” czy „Chcę teraz porozmawiać z nim sam na sam”. Chodzi o to, aby zamiast nakazywać komuś, co ma zrobić, wypowiedzieć to, co jest dla nas ważne. Poza sformułowaniem takiego osobistego komunikatu ważne jest również to, że aby wziąć odpowiedzialność za swoje granice, należy jeszcze podejmować działania w kierunku zadbania o nie. Działania inne niż nakazywanie lub zakazywanie drugiemu człowiekowi zrobienia czegoś. Takie, które przybliżą nas do zaspokojenia własnych potrzeb.

Czy nie doprowadzi to do tego, że „dzieci wejdą nam na głowę”? Czy nie jest tak, że jeśli nie zakażemy im tych wszystkich zachowań, które nam przeszkadzają, to dom, a już na pewno szkołę, rozniosą w drobny mak? Otóż niekoniecznie. Dzieci bardziej niż nakazów i zakazów potrzebują autentycznych dorosłych oraz poważnego traktowania. Kiedy je otrzymują, często chętnie współdziałają z nauczycielem. Marshall Rosenberg powiedział: „Ludzie chętnie przyczyniają się do szczęścia innych pod jednym warunkiem: że to jest ich wybór”. Dzieci są ludźmi, tak jak my, i również mają swoje granice – wola współpracy z ich strony może okazać się dużo większa niż ta wymuszona karami, nagrodami czy innymi formami manipulacji.

Granice dzieci

Dzieci również potrzebują dbać o własne granice, czyli chronić swoją cielesność, swoje emocje czy wartości. Jeśli uczeń nie może w spokoju usiedzieć w ławce, na pewno istnieje ku temu jakiś ważny powód. Żadne dziecko nie krzyczy bez przyczyny. Jeśli zasadami chcemy po prostu wyeliminować te zachowania uczniów, które dla nas są trudne, możemy łatwo przegapić to, co dla nich ważne. Dlaczego to konkretne dziecko właśnie teraz tak wierci się w ławce? Dlaczego to drugie krzyczy? Jeśli zajrzymy pod powierzchnię, zauważymy, że np. wiercący się chłopiec pokłócił się wcześniej z kolegą i teraz odreagowuje tę sytuację, a krzycząca dziewczynka na poprzedniej lekcji dostała słabszą ocenę i teraz wszystko ją drażni… Dzieci bardzo potrzebują tego, abyśmy je widzieli. Z całą prawdą o nich. Z tym, że nie chcą robić czegoś, co my chcemy, aby zrobiły (np. siedzieć w spokoju w ławce, wyjąć książek czy bawić się cicho podczas przerw), czy z tym, że złoszczą się na rzeczy według nas błahe (np. kłótnia z kolegą czy trójka ze sprawdzianu). Kiedy zmuszamy je do tego, by zachowywały się w sposób, który to my uznamy za właściwy, naruszamy jedną z ich ważniejszych granic – granicę godności. My sami też nie znosimy, jak ktoś nas do czegoś zmusza. Dzieci pod tym względem niczym nie różnią się od dorosłych.

Moment na interwencję

Dbanie o siebie z uwzględnieniem tego, co żywe w dzieciach, często nie jest zadaniem łatwym. Przeanalizujmy to na konkretnym przykładzie. Wyobraź sobie, że dwoje dzieci nie może spokojnie usiedzieć w ławce. Wciąż kręcą się i wstają, a my tego nie chcemy, bo potrzebujemy spokoju i skupienia. Pierwsza sprawa, na którą chciałabym zwrócić uwagę, to psychiczna granica dorosłego w tej sytuacji. Możemy zwrócić się do dzieci w momencie, kiedy będziemy już bardzo zirytowani ich zachowaniem. Wtedy szanse na dogadanie się są dużo mniejsze, niż kiedy zareagujemy chwilę wcześniej – czyli w momencie, gdy pojawia się w nas niewielkie zniecierpliwienie, ale ciągle mamy w sobie życzliwość. Wówczas prawdopodobieństwo współpracy pomiędzy nami a dziećmi jest dużo wyższe, co wynika choćby z tonu, którym się odezwiemy. Dzieci (a w zasadzie wszyscy ludzie) są dużo chętniejsze do współpracy, gdy wyczuwają otwartość i łagodność, niż kiedy spotykają się ze zdenerwowaniem i wrogością. Dlatego warto obserwować siebie, być uważnym na swoje odczucia i emocje, aby wybrać odpowiednio wczesny moment na interwencję. Aby go odnaleźć, możemy przeprowadzić analizę sytuacji choćby i po fakcie. Przypomnij sobie zdarzenie, w którym nie udało ci się zadbać o swoje granice i, co niewykluczone, doprowadziło to również do naruszenia granic dzieci. Przyjrzyj się temu, co dokładnie się wydarzyło, chwila po chwili. Następnie spróbuj zlokalizować moment, zanim twoja granica została naruszona, i w przyszłości postaraj się reagować właśnie w takim momencie.

Komunikacja

Drugą kwestią jest to, jakiego komunikatu użyjemy. Możemy powiedzieć: „Nie wolno wam wstawać” lub „Potrzebuję skupienia. Chcę, abyście usiedli na krzesłach”. Na poziomie językowym pierwszy to komunikat „ty”, a drugi – komunikat „ja”. Wedle wcześniej przyjętych założeń – pierwszy będzie „postawieniem granicy dziecku”, a drugi „pokazaniem własnych granic”. Jednak różnią się one nie tylko w warstwie językowej. Komunikaty „ty” i inne podobne wypowiedzi zakazujące lub nakazujące wiążą się z nieuwzględnianiem upodobań, chęci czy potrzeb drugiej strony. Kiedy mówimy o sobie (używając komunikatów „ja”, nazywanych przez Jespera Juula „językiem osobistym”), nie niesie to za sobą takiego zagrożenia. Informujemy kogoś po prostu o naszym stanie, prosząc go o zmianę zachowania. Pokazywanie dzieciom swoich granic, czyli mówienie o sobie, o tym, jak się czujemy, czego chcemy, co lubimy, a czego nie lubimy, sprawia, że dzieci nas poznają. Dowiadują się, kim jesteśmy, a to jest im bardzo potrzebne, by czuć się przy nas bezpiecznie. Gdy stale chowamy się za zasadami, regułami i przepisami, nie mamy szansy zbudować z nimi relacji opartej na autentyczności. Ponadto, kiedy wypowiadamy się językiem osobistym, dużo łatwiej jest nam przyjąć postawę proszenia, a nie żądania, nakazywania. W Porozumieniu bez Przemocy prośbę od żądania odróżnia to, że, kiedy prosimy, mamy gotowość na to, że druga strona nam odmówi. To praktyczne przełożenie zasady niewymuszania na dzieciach określonych zachowań. A więc kiedy mówię: „Potrzebuję spokoju. Chcę, abyście usiedli na krzesłach”, moją intencją nie jest wyrażenie w ten sposób żądania. Warto wypowiadać taki komunikat z pozycji otwartości i łagodności, a nie nakazywania, jednocześnie ufając, że dzieci będą gotowe do współpracy. Doświadczenie pokazuje mi, że tak się właśnie dzieje – dzieci bardzo często przystają na taką prośbę, jednak pod warunkiem, że… ich potrzeby są zaspokojone.

Niezaspokojone potrzeby

Załóżmy bowiem, że na taką prośbę dzieci nie reagują i dalej wiercą się czy wstają. W takim przypadku, jeśli chcemy uwzględnić ich granice, nie będziemy poszukiwać metod i trików, które doprowadzą do tego, że jednak zrobią to, czego od nich oczekujemy. Zamiast tego możemy zastanowić się, jakie potrzeby dzieci kryją się za tym, że nie zgadzają się zrobić tego, o co prosimy. Może chęć ruchu wynika z potrzeby wyrażenia siebie w formie rozładowania napięcia? A może dziecko nie przestaje, mimo próśb, ponieważ pragnie być przez kogoś zrozumiane – ze swoimi chęciami, upodobaniami i potrzebami? Może potrzebuje uznania, bo wciąż jest ganione i słyszy same upomnienia na temat swojego zachowania? Sytuacje są różne i czasem nawet nie będziemy mieli czasu, aby zastanawiać się, jakie potrzeby mogą stać za zachowaniem dziecka. Warto jednak pamiętać, że na pewno jakieś stoją. Wszystko, co robią ludzie, jest próbą zaspokojenia ich potrzeb – to jedno z podstawowych założeń Porozumienia bez Przemocy. Możemy nie wiedzieć, jakie to potrzeby, ale zaufajmy, że dzieci nie robią niczego przeciwko nam czy ze złośliwości, a po prostu dlatego, że nie znają innych form zadbania o wyrażenie siebie, bycie zrozumianym czy uznanie. Nie chodzi również o to, abyśmy w takim przypadku wszystkie odkryte przez nas potrzeby dziecka od razu zaspokajali, w większości sytuacji wystarczy po prostu, że je zauważymy. Warto jednak dbać o to, by w czasie, który spędzamy z dziećmi, w ogóle pojawiła się przestrzeń na zaspokojenie przez nie swoich potrzeb. Jeśli jej zabraknie – może pojawiać się coraz więcej sytuacji, w których nasze prośby nie spotkają się z pozytywnym odzewem i w efekcie i nam, i dzieciom trudno będzie zadbać o siebie. Spróbujmy okazać dzieciom swoje zrozumienie. Możemy zrobić to werbalnie, nazywając to i mówiąc np. „Chyba trudno wam teraz usiedzieć w miejscu, mnie jednak przeszkadza to, że chodzicie, i proszę was, abyście wrócili na krzesła”. Czasem możemy też wyrazić swoje zrozumienie bez słów. Dzieci zapewne zupełnie inaczej zareagują na nasze słowa, jeśli wewnętrznie przyjmiemy postawę typu: „Muszę zrobić wszystko, żeby nie weszli mi na głowę i pokazać im, kto tu rządzi!”, a inaczej, gdy nasza wewnętrzna interpretacja tej sytuacji brzmi: „Mają teraz ochotę na ruch i aktywność”. Czegokolwiek nie mówimy do dzieci, bardzo ważna jest intencja, z jaką to wypowiadamy: czy oczekujemy, że dzieci mają się nam podporządkować, czy mamy ochotę uwzględnić to, co one wnoszą do danej sytuacji. W pierwszym wypadku – znacząco wzrasta ryzyko buntu z ich strony. Natomiast gdy pozostaniemy otwarci na ich perspektywę, dzieci również nauczą się uwzględniać naszą. Pamiętajmy, że w relacji z uczniami to my jesteśmy dorośli i to my mamy większą łatwość w braniu pod uwagę innych osób – oni są dopiero na etapie budowania tej umiejętności.

Odpowiedzialność dorosłego

Co więcej, w sytuacji, kiedy dziecko wstaje z ławki, a my tego nie chcemy, to właśnie my – jako dorośli – mamy większy wpływ na to, jak ta sytuacja potoczy się dalej. To my także ponosimy za nią odpowiedzialność. Do nas należy poszukiwanie różnych form reagowania, tak aby zadbać o obie strony w tej relacji: o nas i o dziecko (czy dzieci). Czasem możemy zdecydować się na taką strategię, która w ogóle nie będzie odnosiła się do samego wstawania czy wiercenia się – chociażby spróbować zaproponować dzieciom inną aktywność (taką, która uwzględni ich potrzebę ruchu). Może być tak, że zdamy sobie sprawę, że to my doświadczamy nadmiaru bodźców, i uda nam się znaleźć sposób, aby zmniejszyć sobie ich liczbę (np. następną przerwę spędzając samotnie, na świeżym powietrzu, bez telefonu w ręku). Jednak pracując w szkole, nie zawsze będziemy mieli taką możliwość, warto też więc zadbać o zaspokajanie tych potrzeb w ogóle, w życiu. Współpraca między nami a dziećmi nie zaczyna od momentu, w którym one robią coś, czego nie chcemy. O swoje potrzeby dbać możemy przez cały czas, a to bezpośrednio przekłada się na to, na ile uczniowie gotowi są do współpracy. Oczywiście czasami będzie i tak, że zażądamy od dzieci, aby przestały robić to, co robią, nie uwzględniając ich opinii i potrzeb, ponieważ nasze zasoby będą już tak wyczerpane, że nie znajdziemy w sobie przestrzeni na inną reakcję – to też jest naturalnym elementem życia wśród ludzi.

Warto jednak pamiętać, że jeśli dokonamy tego, naruszając granicę godności dzieci (zmuszając je i nie dając im przestrzeni na wyrażenie swojego zdania czy frustracji) i takie sytuacje będą się powtarzać, nasze szanse na współpracę w kolejnych podobnych sytuacjach maleją. Aby pojawiła się współpraca (a nie podporządkowanie się), potrzebujemy zadbanych granic po obu stronach relacji.

Nie rezygnuj z siebie!

Oczywiście zdarzą się sytuacje, w których jednoczesne zadbanie o granice obu stron będzie bardzo trudne. Pamiętajmy wtedy o tym, że również jeśli poświęcimy się dla dzieci, może to nie przynieść pozytywnych rezultatów. Na przykład kiedy powiemy dzieciom, że czegoś nie chcemy lub nie zgadzamy się na coś, a one dalej będą to robić lub w wyjątkowo trudny dla nas sposób wyrażą swoją frustrację z tym związaną, możemy w efekcie odpuścić i ulec, mimo rosnącej niechęci wobec takiego zachowania. W efekcie nasze potrzeby pozostaną niezaspokojone i prawdopodobnie również w przyszłości obróci się to przeciwko nam, a może i nawet także przeciwko dzieciom. Współpracy między nami i uczniami będzie tym więcej, im bardziej zadbane są i dziecięce, i nasze granice. Już dziś możesz zacząć obserwować siebie i szukać momentów – granic, w którym przestajesz czuć się komfortowo. A potem szukać strategii, które sprawią, że znów poczujesz się dobrze. Z drugiej strony – aby szanować granice dzieci – zaufaj, że za każdym zachowaniem stoją ich niezaspokojone potrzeby i granice, o które dzieci na swój sposób próbują zadbać. Uwzględnij to – niekoniecznie w taki sposób, aby zaspokajać te potrzeby, ale przynajmniej w taki, aby je uznać i dać dzieciom prawo do wyrażenia się. Dzieci potrzebują dorosłych, których znają i którzy dbają o własne granice. Jeśli ja, jako dorosły, który przebywa z dziećmi, będę wiedzieć, co mnie irytuje, kiedy się boję, a kiedy nadmiar wrażeń powoduje moje napięcie, i nauczę się skutecznie sobie z tym radzić, czyli podejmować takie kroki, żeby mimo to dbać o swoje zasoby – dzieci będą czuć się przy mnie bezpiecznie i prawdopodobieństwo współpracy między nami znacznie wzrośnie. Aż do czasu, kiedy to dzieciom czegoś zabraknie (zrozumienia, autonomii, przestrzeni do wyrażenia siebie czy poczucia, że są akceptowane) – jednak ja będę wtedy mieć zasoby, aby przyjąć i zauważyć to, co żywe w dzieciach. Tylko szanując siebie i swoje granice, jesteśmy w stanie szanować granice dzieci.

Bibliografia:

  • · J. Juul, Nie z miłości, Podkowa Leśna 2011.
  • · J. Juul, Twoja kompetentna rodzina, Podkowa Leśna 2011.
  • · M. Rosenberg, Porozumienie bez przemocy. O języku serca, Warszawa 2016